Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale jak tylko wsiadam do jakiegoś środka komunikacji miejskiej i mam miejsce siedzące, to jeden przystanek i już śpię. I nie jestem w stanie nad tym zapanować. To nic, że głowa mi lata we wszystkie strony, to nic, że młodzież;) się ze mnie śmieje… to nic, że nie jest to najlepsze miejsca na drzemkę… Zasypiam tak, że mam nawet sny. Parę razy zasnęłam tak głęboko, że tylko jakimś cudem nie przespałam przystanku, na którym miałam wysiąść. W ostatniej chwili jakaś resztka świadomości każe mi wtedy otworzyć oczy. I całe szczęście, bo mogłabym się po przebudzeniu nie odnaleźć;) Nie wiem dlaczego taki śpioch ze mnie. W nocy przesypiam ok. siedem godzin, łykam magnez i potas i ciągle nic. Dodam, że w weekend odsypiam wszystko solidnie. Może z wiekiem minie… podobno im człowiek starszy, tym mniej snu potrzebuje. Pożyjemy – zobaczymy. Tymczasem pozdrawiam wszystkich autobusowych śpiochów.
lut 22
1 komentarz
jacek
22 lutego 2011 na 16:54 (UTC 1) Link do tego komentarza
Niezłe ..dla mnie majstersztyk ..ja nawet jak 2 noce wlokłem się do
Hiszpanii to oka nie zmrużyłem ..pzdr