«

»

cze 11

Ostatni Mohikanin

Wróciłem…
Nasz integracyjny piątkowo-sobotni wyjazd dobiegł końca…
I powiem Wam, że wcale nie miałem problemów z wejściem tudzież doczołganiem się do auta…
Może trochę czuć wczorajsze co nieco bo było nawet duże co…
dla niektórych owo co skończyło się dzisiaj o szóstej (dla mnie wcześniej), ale bardzo kulturalnie i o własnych siłach…
a o 10.30 zaczął się dzisiaj… wyjazd na… kajaczki.
Wyjazd, który przerodził się w prawdziwą długą przygodę…
Również moją. Załapałem się… znalazłem kolegę, który postanowił wiosłować za nas dwóch, ja też machnąłem kilka razy… w każdym razie trzymałem wiosło…
Do połowy trasy było miło a okolica, powiedziałbym nawet, urzekała swym pięknem – dolina Baryczy, okolice Milicza.
Od połowy dystansu niezaprawione w bojach załogi kajaków, głównie damskie… zaczęły wyglądać przystani co zakręt…
Omdlałe ręce, rozpacz i chęć powrotu granicząca z paniką zmieszana z totalną rezygnacją…
W końcu udało się… później nawet kiełbaska, browarek, jeszcze później obiado-kolacja i w ogóle miło.
Ale…. nie chcielibyście, a może chcieli… mnie teraz widzieć.

Centralnie OSTATNI MOHIKANIN… na dodatek piszący siedząc półnago z twarzą i całymi rękami w panthenolu…
Zjarałem się na barwy wojenne czerwonoskórego wojownika z atrakcyjnymi białymi paskami po okularach i kilkoma mimicznymi wzorami.
Ręce na całej długości czerwone idealnie na pół – od środka biel… tak narodowo nawet…
myślę że reakcje na mój widok mogą być różne.. a na pewno były kiedy Madzia sprayowała mnie na balkonie dodając kolejny, tym razem biało piankowy kolor wojenny.
…ale przygoda była,
a cała impreza bardzo ok…

i ta moja Magdalenka co przywiodła nasz pojazd do domu… dała radę
…no to jak już wiemy że dojechała i jest ok to mogę wypić wyjazdowe piwko u znajomych ;)
pięknie